poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 2.


-Pomóc Ci jakoś?-Zapytał znajomy głos. Zachrypnięty, jak zawsze, gdy się nie wyśpi... Czyli zazwyczaj zawsze...

-Hejka Patric.-Rzekłam, nie odwracając się. Poczułam, że bierze ode mnie reklamówki z prawej ręki.
-Nie.-Ściełam. Ale to nie zadziałało.-Dzięki za dobra chęci, ale nie, poradzę sobie.
-A bolało jak spadłaś z nieba?
-Nie. Bolało, jak się wyczołgiwałam z piekieł, wiesz?-Odwróciłaś się.
-A myślałem, że anioły, to tylko z nieba pochodzą. Ale jak chcesz, Ty się znasz bardziej.
-Debilu, gdybym nie miała w ręce reklamówek z zakupami, które ledwo co niosę, to byś oberwał. I to najlepiej tak mocno!
-No, spokojnie, już spokojnie.-Uniósł ręce w geście poddania się.-A teraz daj, podwiozę Cię autem. I nie słyszę żadnych sprzeciwów!-Szybko dodał, zanim zdążyłam się odezwać. Jedynie przewróciłam teatralnie oczami, a on już brał moje zakupy. Już chciałam sobie otworzyć drzwi od auta, ale on stanął przede mną i otworzył je swoją łapeczką.
-Ma dam.-Złapał moją dłoń.-Wbijaj do auta.-Uśmiechnął się.
-Zepsułeś taką piękna chwilę, geniuszu!-Niby obrażona wsiadłam do auta.
-Oj, ajm sory, nie chciałem.
-Debil.
-Że ja?
-A widzisz tu kogoś innego, oprócz nas?
-Hmmm... Tak, widzę ludzi, którzy idą.-Zrobiłam minę typu 'WTF?!'
-Twoja inteligencja dobija, wiesz?
-Wiem.-Wyszczerzył się ponownie. Teraz to się już totalnie załamałam.
-Może już nic nie mów, bo umrę na miejscu. Zawieź mnie po prostu do domu, ok?
-Noooooooooooooooooooooooooooo...-Popatrzyłam na niego.-Niech Ci będzie.-Przekręcił kluczyk w stacyjce i zapalił auto.
-Już lepiej.-Powiedziałam.
Po niespełna 15 minutach byliśmy na miejscu. Podziękowałam, ucałowałam w policzek mojego wybawcę, dzięki któremu nie musiałam iść z czterema ciężkimi torbami i skakać po chodniku, aby nie wpaść do kałuży. Ale z moim szczęściem, to pewnie nawet auto by mnie ochlapało. Szybciutko weszłam do ciepluśkiego domeczku i jeszcze szybciej pobiegłam do kuchni. Wypakowałam wszystko i zaczęłam robić śniadanie. Zjadłam, przejrzałam się w lustrze, które stoi w salonie i... Z resztą, w całym domu jest bardzo dużo luster. W salonie, na przedpokoju, w łazience, drugiej łazience, we wszystkich sypialniach... Ogólnie na całym pierwszym i drugim piętrze. Na strychu są lustra jeszcze takie bardzo stare, które mają ręcznie rzeźbione ramy. No, ale wracając do tematu, przejrzałam się w lustrze, spojrzałam na zegarek i jest... 6:45. Szybko ubrałam swoje buty, kurtkę, zabrałam kluczyki i pojechałam na omówione miejsce spotkania.
*Z perspektywy Dagmary*
-I'll lift you up i'll never stop
 You know i'll take you to another world
 I'll build you up i'll never stop
 You know i'll take you to another world
Obudził mnie dzwonek budzika mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz - 7. No to pora wstawać. Rozciągnęłam się, ziewnęłam i udałam w stronę drzwi. Wyszłam z mojego pokoju i zaczęłam chodzić do innych, aby obudzić ich domowników. Oczywiście omijając pokój Abby i Emily. Gdy daną czynność już wykonałam, wróciłam do siebie, i podeszłam do szafy w celu znalezienia dla siebie jakiegoś ubranka. W końcu wybrałamten. > I zeszłam na dół, aby zrobić śniadanie... Ale to co zobaczyłam w salonie, mnie przeraziło! Wszędzie butelki, na podłodze leżykawałek pizzy. Co tu się stało?! Ja wczoraj wróciłam ok. 18 i poszłam spać. Niestety, ale musiałam sie zająć dziećmi naszej sąsiadki. Ale jak do tego doszło?! No cóż, później to posprzątam, teraz idę głodorzercom zrobić śniadanie...

2 komentarze:

  1. Już myślałam, że to był Harry :) Opowiadanie zaczyna się ciekawie. Pisz, pisz i rozwijaj je! :D
    PS: Możesz dać mi znać, kiedy pojawi się coś nowego?

    Zapraszam,
    http://got-to-be-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne! Tylko może mogłabyś mi podać swojego TT jeśli masz, abym mogła Ci pisać, kiedy wyjdzie następny rozdział?

      Usuń