niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 1.

Od razu uprzedzam, czerwone znaki ( < > ), które 'zamykają' w sobie słowa, zawierają tylko te, do których jest podany link ^^

~*~

- So put your hands up
  Cause it's a stand up
  And I won't be leaving 'til I've finished stealing every piece of your heart
  Every piece of your heart

-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!-Krzyknęłam głośno, gdy zadzwonił mój budzik. Popatrzyłam na godzinę. Była dopiero 4! To musi być sprawa wrednych bliźniaczek. Grrrr... Ja  je kiedyś zabije! No, ale cóż. Jak już wstałam, to więcej nie usnę. Powolnie ześlizgnęłam się z łóżka, a moje dotąd ciepłe stópki, dotknęły zimnego drewna, którym wyłożona jest moja podłoga w moim pokoju. Moje ciałko przeszły dreszcze. Doczołgałam się do okna i podtrzymałam długą, na całość mojego okna, zasłonę, aby móc przyjrzeć się ciemnemu otoczeniu. Jeszcze raz rzuciłam spojrzenie na moje cieplutkie łóżeczko, na którym jeszcze przed niespełna 5 minutami leżałam na cieplusieńkiej kołdereczce. Zatęskniłam za tym, ale i tak podeszłam do szafy, aby zabrać z tamtąd jakiś zestaw ubrań. Szukałam, szukałam i szukałam. Dzisiaj miałam pójść na rozmowę o pracę. Niestety, ale ja i Abby musimy utrzymywać dom. Dlaczego? Bo Dagmara zajmuje się nim, reszta jest za młoda, aby chodzić do pracy, moi rodzice nie żyją, rodzina odwróciła się od nas, bo są przesądni i uważają, że skoro ja tylko przeżyłam podczas wypadku moich rodziców, to muszą być czary i że jestem jakąś czarownicą. Żałosne, prawda? Parę tygodni temu zmarła też ciocia Dagmary, a tylko ją tutaj miała. A Abby? Ona sama się odwróciła od rodziców. Wiecznie była buntowniczką, kłóciła się z nimi, a gdy była już pełnoletnia, wyprowadziła się. Nie chce mieć nic z nimi do czynienia. I tak samo jest z jej rodziną. Żałuje, że rodziny się nie wybiera, bo na pewno wybrałaby inną. No, ale wracając z powrotem na ziemię, dziś o 8:30 mam rozmowę o pracę. Chcę być foto-reporterką. Chodź wcale się nie stresuje. Ale chyba za chwile zacznę, bo nie mam nic eleganckiego w szafie! A muszę wyjść jak najlepiej! <To odpada. > Zbyt luzackie. <To też!> Zbyt wyzywające i prześwitujące! O matko! Nie wiedziałam, że mam <coś takiego> w szafie! Brr... A może to? Tak, < ten > strój będzie idealny! Teraz tylko trzeba dobrać dodatki no i buty... A więc tak, wezmę < to i to. I jeszcze ten pierścionek. > A do tego < ta torebka. > No i mogę zapomnieć o butach! Chyba wezmę te > Albo nie, lepiej < te > O tak! Idealnie! No to cały zestaw wygląda < tak > Weszłam do łazienki, umyłam zęby, oczywiście pastą Colgate, ubrałam się i uczesałam swoje piękne włosy, których jeszcze przed chwilą można było się przestraszyć. Zostawiłam moje falujące włosy o kolorze ciemny blond, rozpuszczone. Przejrzałam się w lusterku nad umywalką. Jeszcze szybko wyciągnęłam swoją kosmetyczkę i pomalowałam się lekko. Oczywiście był to różany błyszczyk, puder, tusz do rzęs oraz lekki cień do powiek, srebrnego koloru. Efekt? Zniewalający. Nie jestem osobą, która lubi się chwalić, ale naprawdę, wyglądałam super. Szybciutko zeszłam schodami w dół. Spojrzałam na wielki, stary, stojący zegar. Moi rodzice lubili takie antyki... Szkoda, że już ich nie ma. Na samo wspomnienie o nich, łza ścieka mi po policzku. Szybko ją otarłam, i powtórnie spojrzałam na zegar. Była już 5:30. Ponad pół godziny spędziłam na wybieraniu ciuchów. To sporo. No, ale cóż zrobić. Weszłam do kuchni, wcześniej pokonując tor przeszkód w salonie. Biedna Daga, będzie musiała to sprzątać... Ale dzisiaj Abbs ma na 10 do pracy, więc jej może pomoże. No, a mi ile zostało? Znowu popatrzyłam na zegarek, tym razem w moim telefonie, który jest ze mną większość czasu. Jest 5:45. Dużo się nie zmieniło odkąd ostatni raz sprawdzałam... Ale to jednak 15 minut... Hmmm... Za dużo czasu spędzam na myśleniu i zastanawianiu się... No, ale nie ważne. Są ważniejsze sprawy. Na przykład, co zjem na śniadanie. W brzuchu już mi burczy! Zajrzałam do lodówki. Nic! Świeci pustkami! Grrr.. Tsaaaa... No i znowu ja to ta, która musi iść na zakupy! Szybciuteńko stanęłam koło wieeeeelkiego okna w salonie i wytrzeszczyłam swoje paczałki, aby próbując wypatrzeć jakiekolwiek pozytywy tejże paskudnej, i paskudnie brzydkiej pogody. Była mgła, ale po kroplach na szybie każdy mądry domyśli się, że leje. No, ale jest przed 6, a więc nikogo nie będę nudzić. Szybciuteńko wróciłam do kuchni , zrobiłam listę, włożyłam kurtkę, spakowałam do torebki pieniądze, i przegotowana z parasolką w ręce, wyszłam, aby rzucić się na sklepowe półki, z chęcią kupienia jedzenia. W szybkim tępie dotarłam do sklepu, a już po chwili miałam napakowany caaaaaaalusieński wózek... Ciekawe, ile mojej 'rodzince' zajmie zjedzenie tego wszystkiego. Góra tydzień. Ostatkiem sił dobiłam do kasy, po paru sekundach już ją załadowując.Kasjerka mile się do mnie uśmiechnęła, podała sumę, ile wyszło za zakupy, a ja niechętnie pozbywając się pieniędzy, ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, jak jakaś idiotka, zapłaciłam, podziękowałam i jak najszybciej wyszłam. Miałam 4 torby cale zapakowane!
-Pomóc Ci jakoś?-Zapytał znajomy głos. Zachrypnięty, jak zawsze, gdy się nie wyśpi... Czyli zazwyczaj zawsze...

~*~
No i jak się podoba? Liczę na komentarze ^^ Nie wiem, jak Wy ale ja już mam ferie, a więc wszystkim co mają, życzę, aby nie połamali nóg. ^^

2 komentarze:

  1. FANTASTYCZNY !!! Boski rozdział czekan na kolejny www.diall-love-4ever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń